Nudzi wam się w domu? Czujecie nieodpartą potrzebę wyładowania na czymś, bądź na kimś, całej swojej negatywnej energii? Macie wrażenie, że agresja jest waszą drugą naturą? Uważajcie - już niedługo może przyjechać do was ktoś ze Zgonu, proponując dosyć... no cóż, nietypową pracę.
Główną bohaterką powieści jest szesnastoletnia Lex, u której występują wszystkie wymienione wyżej objawy. Dziewczyna sprawia straszne problemy wychowawcze, z którymi nie mogą poradzić sobie ani jej rodzice, ani dyrektor szkoły, do której uczęszcza. Wszyscy się jej boją, nie chcąc narażać się na zostanie workiem treningowym niewyżytej Lexinghton.
Na początku wakacji rodzice dziewczyny wpadają jednak na świetny ich zdaniem pomysł. Chcą wysłać Lex na dwa miesiące na wieś, do wujka imieniem Mort. Zrozpaczona Lex z trudem rozstaje się z ukochaną siostrą bliźniaczką i wsiada do rozklekotanego autobusu. Gdy dojeżdża na miejsce, nic nie okazuje się być takie, jak powinno...
Czytając tę książkę miałam wrażenie, jakby dorosła już przecież autorka, starała się zrekompensować sobie nie do końca udany okres dojrzewania. Jak dla mnie aż za bardzo utożsamiła się z Lex, dając jej, na przykład, wiele cech z własnego wyglądu.
Powieść miała być zabawna i pełna czarnego humoru. Według mnie Gina powinna doszlifować umiejętność nadawania tekstowi zabawnego wydźwięku. A bicie wszystkich jak leci wcale nie jest takie zabawne, jak się najwidoczniej autorce zdawało.
Wątki są strasznie oklepane i nie ma w nich nic zachwycającego. Pani Damico w niezbyt udany sposób chciała połączyć śmierć i okrucieństwo ze śmiechem i pobłażliwą radością. Moim zdaniem powieść jest bardzo naiwna i lżejsza od powietrza. Czyta się ją z prędkością światła, ponieważ nie zawiera wątków, nad którymi trzeba by się dłużej zastanowić. Porównania użyte w książce są, lekko mówiąc, nietrafione i nad wyraz górnolotne. Zdawało mi się, że Gina chciała w ten sposób jakby "pochwalić się" swoim artyzmem, no ale, niestety, z negatywnym skutkiem. Żeby moja opinia zyskała na wiarygodności, zamieszczę cytat z powieści:
"Każdy cal skóry swędział, jakby cały arsenał zakończeń nerwowych eksplodował od dreszczy chłodu."
Do mojej negatywnej opinii w dużym stopniu przyczynił się również beznadziejny i aż do bólu przewidywalny wątek miłosny. Dialogi pomiędzy postaciami są pospolite i niewyszukane, a problematyka zarówno zagmatwana jak i porażająco banalna. Większość przedstawionych sytuacji jest po prostu... nierealna, co odbiera książce to, co tak bardzo kocham w powieściach fantasy - wrażenie, że to mogłoby wydarzyć się naprawdę. W niektórych miejscach najzwyczajniej w świecie trudno jest uwierzyć. Całkowity brak realizmu i jakiejkolwiek wciągającej akcji na pewno nie zachęca do przewrócenia następnej strony.
Powieść jednak nie jest do końca taka zła. Świat, który wymyśliła autorka jest bardzo ciekawy i pomysłowy, oraz, wbrew temu, co napisałam przed chwilą, zaskakująco realistyczny. W niego naprawdę mogłabym uwierzyć. Ale tylko w niego. Bohaterowie są równie mało autentyczni jak wątki, które przewijają się przez powieść.
Sama tematyka książki przywodzi na myśl inną autorkę powieści z gatunku fantasy. Naszą polską Katarzynę Berenikę Miszczuk, której fantastyczną i przezabawną trylogię, opowiadającą historię zwykłej, a jednak jakże niezwykłej, warszawskiej studentki, wręcz pochłonęłam. Pani Miszczuk, w przeciwieństwie do pani Damico, naprawdę potrafi bawić słowem. Czytając jej książki w miejscach publicznych, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, a wątek miłosny został wspaniale rozwinięty i nadal tkwi gdzieś na dnie mojego serca.
Porównanie obu autorek nasuwa się głównie z jednego powodu - próby igraszek ze śmiercią i uczynienia z niej czegoś, czego wcale nie należy się bać. Jedna z nich wyszła z tej próby zwycięsko. Druga, no cóż... miejmy nadzieję, że jeszcze rozwinie skrzydła.
Sama tematyka książki przywodzi na myśl inną autorkę powieści z gatunku fantasy. Naszą polską Katarzynę Berenikę Miszczuk, której fantastyczną i przezabawną trylogię, opowiadającą historię zwykłej, a jednak jakże niezwykłej, warszawskiej studentki, wręcz pochłonęłam. Pani Miszczuk, w przeciwieństwie do pani Damico, naprawdę potrafi bawić słowem. Czytając jej książki w miejscach publicznych, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, a wątek miłosny został wspaniale rozwinięty i nadal tkwi gdzieś na dnie mojego serca.
Porównanie obu autorek nasuwa się głównie z jednego powodu - próby igraszek ze śmiercią i uczynienia z niej czegoś, czego wcale nie należy się bać. Jedna z nich wyszła z tej próby zwycięsko. Druga, no cóż... miejmy nadzieję, że jeszcze rozwinie skrzydła.
Nikt oczywiście nie powinien sugerować się moją opinią, ponieważ jest ona
czysto subiektywna. Każdy ma prawo do własnego zdania, ale ja osobiście
nie poleciłabym tej książki nikomu.
Wybaczcie,
3/10
Źródło okładki