9 stycznia 2016

Sto lat samotności...

Powieść kolumbijskiego pisarza Gabriela Garcii Marquez'a jest jedną z najbardziej znanych pozycji literatury latynoamerykańskiej. Jest jedną z najczęściej tłumaczonych książek napisanych w języku hiszpańskim. Chyba każdy kiedyś chociażby o niej słyszał, lub nazwa obiła mu się o uszy. Najwspanialsze w tej książce jest to, że nie opowiada historii całkowicie zmyślonej. Marquez opisuje bowiem dzieje rodziny, o której dowiedział się od swego dziadka. Rodziny Buendiów, prześladowanej fatum kazirodztwa i założycieli wioski Macondo, gdzie nic, co zwyczajne nie jest normalne, a wszystko nadzwyczajne i dziwne stanowi codzienność. Tak wielowątkowej powieści jeszcze nie czytałam i wydaje mi się, że długo nie trafię na podobną. Porusza tematy miłości, wojny, nauki, zemsty, starości, błędów młodości i... chyba naprawdę wszystkiego, co ludzkie. Choć pisana jest dosyć jednostajnie, prawie wcale nie ma dialogów, a jeden akapit zajmuje z reguły dwie strony - powieść czyta się jednym tchem. Niesamowicie wciąga i pochłania, intryguje i zmusza do przemyśleń. Cały opisywany świat jest zawieszony na granicy rzeczywistości, tak że czasami nie do końca wiemy, czy coś wydarzyło się naprawdę, czy jest jedynie przerysowaniem jakiej istotniejszej kwestii. W książce można się zatracić i zagubić, co jest niesamowitym walorem tej niezwykłej powieści.

9,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz