11 stycznia 2016

Mr. Gringo

Kolejna wspaniała książka, która w ostatnim czasie wyszła spod pióra pana Wojciecha Cejrowskiego. Dostałam ją na święta, i musiałam się bardzo pilnować, żeby nie przeczytać jej całej w ciągu jednego dnia (na co bardzo miałam ochotę). Ilustrowana wspaniałymi zdjęciami opowieść o życiu na prerii w Arizonie wciąga bez reszty, a najcudowniejsze w niej jest to, że jest całkowicie prawdziwa! Przed dwudziestu laty p. Cejrowski "dostał, potem wygrał a ostatecznie kupił" małe rancho, czyli stary drewniany domek oraz kawałek ziemi. Po latach postanowił wrócić i zakosztować słodkiego nicnierobienia oraz poznać życie "stada", czyli mieszkańców okolicznego miasteczka. Oczywiście, wiele rzeczy było na początku nowych, dziwnych lub niezrozumiałych, z czasem jednak wszystko zaczynało układać się w całość. Z każdą następną stroną czułam, że więcej wiem o, tak różniącym się od naszego, prostym życiu amerykańskich kowbojów. Momentami zaśmiewałam się do łez, gdyż incydenty opisywane w "Wyspie na prerii" były przezabawne i takie... egzotyczne. Od książki naprawdę nie można się oderwać i trzeba się zmusić, żeby odłożyć ją na nocny stolik i zgasić światło, by choćby we śnie wcielić się w arizońskiego kowboja doglądającego bydła lub zwyczajnie wylegującego się z kapeluszem na oczach i źdźbłem trawy w ustach (co mi się autentycznie przydarzyło!). Styl p. Cejrowskiego - lekki, naturalny i bardzo swobodny - sprawia, że (o czym wspominałam w poprzednim poście) książka czyta się sama. Aż żal było przewrócić ostatnią kartkę i zobaczyć, że to już naprawdę koniec...

Gorąco, gorąco i jeszcze raz gorąco polecam!!!

10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz