Takie właśnie skojarzenie odnośnie autora nasunęło mi się, po przeczytaniu kilku pierwszych stron "Morta" Terry'ego Pratchett'a.
Sama okładka jest już trochę dziwna, prawda? No więc zawartość książki jest dziwna jeszcze bardziej. O ile to w ogóle możliwe.
Kilkunastoletni chłopiec imieniem Mort mieszka w Świecie Dysku. Jest to jakby rozpłaszczona Ziemia, podtrzymywana przez cztery słonie, które z kolei stoją na skorupie gigantycznego żółwia A'Tuina, płynącego spokojnie przez otchłanie kosmosu. Pewnego dnia ojciec Morta postanawia oddać go na nauki do jakiegoś rzemieślnika. Nikt jednak nie jest chłopcem zainteresowany. Kiedy ojciec z Mortem stracili już nadzieję, ktoś zjawia się na placu. Tajemniczy przybysz w czarnej pelerynie okazuje się być Śmiercią.
Śmierć zabiera Morta do swojego królestwa i przyucza do zawodu. Chłopiec poznaje sekrety funkcjonowania świata oraz różnych ludzi, których musi przeprowadzić na Drugą Stronę. Co się jednak stanie, gdy ktoś, komu przeznaczona jest śmierć przeżyje w niewyjaśniony sposób? Czy mogą istnieć dwie, równoległe rzeczywistości? Pytania dziwne, no wiem, ale o tym mniej więcej właśnie jest ta książka.
Szczerze mówiąc, to nie wiem, do jakiej kategorii mam zakwalifikować tę książkę: dla dzieci, czy dla dorosłych? Rodzaj opowiadanej historii jest raczej dla dzieci, za to niektórych elementów nigdy bym dzieciom nie przeczytała. Jestem trochę rozdarta.
Moim zdaniem pisarz w metaforyczny sposób przemycił swoje, dość krytyczne zdanie o współczesnym świecie i zamieszkujących go ludziach. Były także zakamuflowane wzmianki o starożytnym Egipcie, religiach oraz fast-foodach. Według mnie pan Pratchett ma naprawdę dobry styl i jeśli chodzi o to, to książkę czytało się bardzo przyjemnie.
Musze przyznać, że nie jestem pewna, czy polecam tę książkę, czy nie. Nie wiem też, czy mi się podobała. Słowo "dziwna", którego użyłam w tym poście już kilkakrotnie, idealnie ją opisuje.
Powstrzymam się od oceny, wybaczcie. Po prostu nie wiem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz