21 października 2014

Syrena

Hej!

        Z tej strony Olga. Mamy coś dla Was. Sama nie jestem do końca przekonana, czy to dobry pomysł, ale pozostałe autorki tego bloga mnie do tego namówiły. Mianowicie, poprosiły mnie, żebym podzieliła się z Wami swoim opowiadaniem. Nie wiem, czy jest dobre, ani czy się Wam spodoba. Spełniam jednak prośbę i publikuję jedno ze swoich nielicznych opowiadań, pt. "Syrena".






Syrena



Tafla jeziora była wyjątkowo spokojna. Wiatr jakby przymarł, sprawiając, że drzewa, których liście zazwyczaj poruszały się muskane jego delikatnymi powiewami, przywodziły na myśl rzeźby ociosane z twardego, martwego kamienia. Księżyc stał wysoko na niebie, zdobiąc malutkie przybrzeżne fale srebrzystymi refleksami na ich drobnych grzbietach.
Zamiast ptaków, które w dzień panują nad tym wodnym terytorium, po niebie latały nietoperze, goniąc się w wyścigu bez końca. Wszystko spowiła nieprzenikniona cisza, którą tworzył spokojny plusk fal uderzających o burty ich łódki.
Dwaj młodzi mężczyźni śmiało weszli na pokład motorówki. Nie odzywali się do siebie, ponieważ gruba nić porozumienia utkana między nimi przez kilkanaście lat przyjaźni pozwalała im na rozumienie się bez słów. Każdy z nich miał swoje zajęcie, za które brał pełną odpowiedzialność. Jeden z nich nosił sprzęt, a drugi przygotowywał łódź do wypłynięcia.
Kiedy wszystko było już gotowe, obydwaj sięgnęli po wiosła i oddalili się od brzegu. Gdy znaleźli się na odpowiedniej głębokości, mężczyzna o ciemniejszych włosach opuścił silnik, podłączył zbiornik z paliwem oraz akumulator, a następnie przekręcił kluczyki w stacyjce. Dotychczasową ciszę przerwał głośny ryk, a powietrze wypełniło się zapachem spalin. Uśmiechnęli się do siebie. Doskonale wiedzieli, dokąd mają się kierować. Mężczyzna o jaśniejszych włosach stanął za kierownicą i powoli wrzucił pierwszy bieg. Później stopniowo przyspieszał, aż motorówka osiągnęła maksymalną prędkość.
Wiatr targał ich włosami i rozpiętymi kurtkami. Teraz czuli się naprawdę wolni.
Mężczyzna nie stojący za kierownicą patrzył z lubością na ślad zostawiany przez ich łódkę. Na wzburzone fale oprószone białą pianą, na miliardy podwodnych bąbelków uwalniających się powoli spod lustra wody.
Po kilku minutach byli już na miejscu. Znaleźli się tuż przy południowym krańcu jeziora, niedaleko bojek oznaczających wpłynięcie na teren prywatny. Był to dosyć wąski fragment, a brzegi otoczone były gęstymi szuwarami. Zgasili silnik, zarzucili kotwicę. Obydwóm zrobiło się lżej na sercu, kiedy w końcu ujrzeli to miejsce. Kiedy byli młodsi, podczas wakacji przypływali tu codziennie. Teraz tylko wtedy, gdy pozwalała im na to wymagająca praca oraz ciężkie obowiązki dorosłego życia.
Wyciągnęli wędki ze specjalnych pokrowców i zaczęli przygotowywać się do połowu. Nagle mężczyzna o ciemniejszych włosach poczuł coś dziwnego.
- Ej, stary, coś dużego chyba przepłynęło pod naszą łódką – podzielił się obawami z towarzyszem.
- Co ty pieprzysz, Piotr? Zajmij się łowieniem i z łaski swojej nie burz więcej tej cudownej ciszy.
Jasnowłosy mężczyzna obdarzył przyjaciela karcącym spojrzeniem i powrócił do wykonywanego wcześniej zajęcia. Piotrowi zrobiło się głupio, że dał się ponieść wrażeniu i wyjaśnił sobie w duchu, że tylko mu się zdawało.
Kiedy zaczęli wyciągać pierwsze ryby, po prawej burcie, którą zajmował mężczyzna o ciemnych włosach, coś jakby szybko przepłynęło pod powierzchnią wody i delikatnie ją spieniło. Tym razem Piotr nie poinformował przyjaciela o spostrzeżeniu. Zrzucił to na swoją wyobraźnię, która z wiekiem powinna przecież słabnąć, ale u niego najwidoczniej zaistniał wyjątek od tej reguły. Łowił dalej, nie specjalnie przejmując się tym, co zobaczył.
Podczas wyciągania następnej ryby z wody Piotr zauważył rzecz, której nie mógł zbagatelizować jak pozostałych. Tuż przy łódce mignął mu olbrzymi, rybi ogon ze lśniącymi łuskami. Takie okazy nie miały prawa występować w tym jeziorze.
- Sebastian… - powiedział cicho – tutaj dzieje się coś dziwnego.
- Czego ty znowu chcesz?! To nasz pierwszy i najprawdopodobniej ostatni urlop w tym roku, więc byłbym niezmiernie wdzięczny, gdybym chociaż tu mógł zaznać chwili ciszy i świętego spokoju – zdenerwował się, czerwieniejąc ze złości. W swojej pracy stresu doświadczał codziennie, więc nienawidził, kiedy ktoś przeszkadzał mu na urlopie.
- Widziałem ogon. Gigantyczny, rybi ogon, rozumiesz? Tuż przy burcie.
- Chrzanisz jakieś bzdury. Przewidziało ci się. Pod wodą wszystko wygląda na większe, to była zwykła ryba.
Piotr musiał się poddać. Zarzucił po raz kolejny, ponieważ tamta ryba zdołała uciec przez chwilę jego nieuwagi.
Po kilkunastu minutach wydawało się, że wszystko wróciło do normy. Nie zauważył więcej żadnych niecodziennych zjawisk, ryby brały tak jak zwykle, a on zaczął sobie uświadamiać, że naprawdę chyba trochę to wyolbrzymił.
Postanowił zrobić sobie krótką przerwę i przygotować inne rodzaje wędek. Usiadł na małym stołeczku, który zawsze ze sobą zabierali, i przez moment wpatrywał się w ciemną toń jeziora. Nagle coś zaczęło wolno zbliżać się ku powierzchni wody. Z każdą sekundą robiło się coraz większe, a serce Piotra zaczął przepełniać strach. To coś, co płynęło w jego kierunki zaczęło nabierać wyraźniejszych kształtów. Powoli stawało się coraz bardziej widoczne, aż w końcu mężczyzna mógł rozpoznać sylwetkę kobiety.
Wynurzyła powoli głowę, spojrzała na niego i delikatnie położyła sobie palec na ustach, prosząc go o zachowanie milczenia. Piotr był tak zdziwiony, przerażony i zafascynowany jednocześnie, że i tak nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Omiótł ją zaciekawionym spojrzeniem. Była piękna. Miała nieskazitelną, prawie białą twarz, duże czarne oczy okolone rzędem równie ciemnych rzęs i pełne usta. Jej długie, czarne włosy układały się falami na bladych plecach. Jej spojrzenie było łagodne, ale przenikliwe. Uśmiechnęła się.
- Twój przyjaciel nie może mnie zobaczyć – powiedziała czarującym głosem, w którym można było usłyszeć ciche szemranie wody. – Jesteśmy tylko ty i ja.
- Kim jesteś? – wyszeptał. – Jak się nazywasz?
- Ja… jestem tylko wytworem twojej chorej głowy. Nie mam imienia… - odpowiedziała, a po chwili zastanowienia dodała – Sam możesz mi je nadać.
- Nadać ci imię? Ale… ja chyba nie potrafię… - powiedział Piotr szczerze zmartwionym głosem.
Dziewczyna oparła się łokciami o burtę łodzi i podciągnęła się na nich. Z tafli jeziora wynurzyły się jej krągłe, jędrne piersi, błyszczące od kropelek wody w świetle księżyca. Nagość nie sprawiała jej problemu. Wyciągnęła jedną rękę i dotknęła jego twarzy, gładząc go delikatnie po skroniach. Wzdrygnął się lekko od dotyku jej zimnych, drobnych palców.
- Oczywiście, że potrafisz… To wszystko jest tutaj – pogłaskała go czule – w twojej głowie.
Mężczyzna dopiero w tym momencie zwrócił uwagę na to, że dziewczyna zamiast nóg ma olbrzymi, rybi ogon. Coś przyszło mu do głowy.
- Jesteś syreną. Dziewczyną z rybim ogonem – powiedział nagle, sam zdziwiony swoim odkryciem.
- A więc jestem syreną… Piękne imię. Dziękuję.
- Nie, nie. To nie jest imię – zaprzeczył mężczyzna, który w dalszym ciągu wpatrywał się w nią jak urzeczony. – To… to jest nazwa… nie umiem tego określić. Gatunku…? Ja jestem człowiekiem, a ty… jesteś pół-człowiekiem, pół-rybą. To nieprawdopodobne… To wręcz… niemożliwe…
- Ależ Piotrze, dla ciebie nie ma niemożliwości. Spójrz na mnie – odsunęła się na tyle, by mężczyzna mógł omieść ją całą spojrzeniem – stworzyłeś mnie. Sprawiłeś, że świat na chwilę się dla ciebie zatrzymał. Twój umysł może wszystko. To nie jest umysł normalnego człowieka. Jesteś kimś innym. Sam jeszcze nie wiesz kim, ale nadejdzie dzień, gdy się dowiesz, a twoje przeznaczenie się wypełni.
- Nie rozumiem… Jestem chory psychicznie? – zapytał mężczyzna, gotów uwierzyć w każde jej słowo.
- Tak, według całego świata jesteś osobą chorą psychicznie. Ale tylko ty jeden wiesz, jak jest naprawdę i do czego jesteś zdolny. Zobacz, co zrobiłeś! – ponownie wskazała sama na siebie.
- Ale… jak to? Nic nie rozumiem… Po co przyszłaś? – zapytał, coraz bardziej zdezorientowany.
- Ty mnie wezwałeś.
- Nie… Nie wzywałem cię.
- To twoja podświadomość mnie tutaj wezwała. Twoje dwie natury ciągle w tobie walczą, ale ta lepsza, ta instynktowna, ta chora, powoli zaczyna zwyciężać.
- A co z Sebastianem? Dlaczego zachowuje się tak, jakby za jego plecami nie działo się nic, czego nie mógłby się spodziewać?
- On po prostu nie myśli tak, jak ty. Jego sposób postrzegania świata jest zwyczajny… jest nudny. Nie rozumie, że jest coś, co powinien był zauważyć. Jego dusza jest ślepa.
Piotr oderwał na chwilę wzrok od syreny, odwrócił się i spojrzał na przyjaciela, pogrążonego we własnym, ulubionym hobby. Przecież przyjaźnią się od tylu lat…
- Co dalej ze mną będzie? – zapytał mężczyzna.
- Sam musisz pokierować swoim życiem. Ja też jestem tylko cząstką ciebie. Nie zapominaj, że myślisz inaczej… - powiedziała jeszcze raz dziewczyna.
- Odchodzisz? – spytał przerażony, gdy zauważył, że syrena zaczyna się od niego oddalać.
- Muszę.
- Zostań. Proszę… Chcę być z tobą…
- Piotrze, jestem tylko twoim chorym wymysłem. Ja nie istnieję…
- Idę z tobą. Gdziekolwiek chciałabyś się udać – zaprotestował stanowczo.
- Nie możesz… Jeszcze nie czas. Ale obiecuję, że kiedyś ty też się tam znajdziesz.
- Gdzie?
- W świecie, gdzie wszystko jest niczym. Tam, gdzie każda istota znajduje się po śmierci. W miejscu, gdzie króluje zapomnienie i absolutna neutralność. Gdzie nie ma dobra ani zła. Tam, gdzie nie ma istnienia. Wtedy się spotkamy i będziemy mogli być razem – rzekła czule i złożyła na jego ustach długi pocałunek pełen namiętności, żalu i tęsknoty. Odepchnęła go lekko od siebie i, stale na niego patrząc, zaczęła odpływać.
- Nie! – krzyknął Piotr i wyskoczył za nią. Ubrany był w ciężkie kalosze, grube spodnie, koszulę oraz kurtkę. To wszystko sprawiło, że nie mógł wynurzyć głowy znad powierzchni wody i zaczerpnąć powietrza. Zaczął tonąć. Wymachiwał rozpaczliwie rękami, mając nadzieję, że ona go uratuje. Ale nikt się nie zjawił. Stracił przytomność i powoli zaczął opadać ku dnu, wciąż mając przed oczyma jej piękną twarz, która nigdy nie istniała.

***
- Piotr! Czyś ty zwariował?! – wrzasnął zrozpaczony Sebastian, gdy jego przyjaciel nagle rzucił się za burtę. – O kurwa mać!
Zrzucił szybko buty oraz tyle ubrań, ile tylko zdołał i wskoczył do lodowatej wody na ratunek tonącemu. Podpłynął do niego szybko i zanurkował, ale był za wolny. Piotr opadał bezwładnie na dno, a dzielił ich zbyt duży dystans, by Sebastian miał jakiekolwiek szanse. Mimo wszystko wciąż próbował. Nurkował, ale raz za razem na pewnej głębokości ciśnienie rozsadzało mu głowę. Wypłynął na powierzchnię i z powrotem wlazł na łódź. Usiadł na pokładzie i ścisnął mocno głowę w dłoniach.
- Ty debilu! Ty idioto pierdolony! Co ci, do jasnej cholery, odjebało?! – mężczyzna darł się na całe gardło, ale przy ostatnim słowie głos mu się załamał i rozpłakał się jak małe dziecko. Płakał całkowicie bezwstydnie, zanosząc się histerycznym szlochem i dławiąc własnymi łzami. Nie mógł uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Miał wrażenie, jakby to był tylko zły sen, z którego za chwilę obudzi go dźwięk znienawidzonego budzika. Ale to zdarzyło się naprawdę. Piotr, jego najlepszy przyjaciel od pierwszej klasy podstawówki, utonął… Utonął! UTONĄŁ!!!
Tylko dlaczego…? Co zmusiło go do tego bezsensownego, i z tej perspektywy samobójczego, skoku? Co kryło się w jego głowie? Która z jego myśli go to tego skłoniła?
Od zawsze czuł, że w Piotrze kryje się coś, czego on sam nigdy nie będzie w stanie zrozumieć. Miał tylko nadzieję, że nie skłoni go to do zrobienia czegoś głupiego. Jak widać, bardzo się pomylił… Stracił swego jedynego przyjaciela. Z niewiadomej przyczyny.
Kiedy wypłakał absolutnie wszystko, opadła na niego kojąca zasłona nieświadomości, posyłając go w objęcia snów. Łódka kołysała się delikatnie, wprawiając jego ciało w rytmiczne balansowanie.
Nagle woda wokół zawrzała i wynurzyła się z niej piękna, kobieca postać z rybim ogonem. Jej usta nabrały koloru krwi, która ściekała kropelkami z jej zachłannych warg. Uśmiechnęła się złowieszczo i patrząc na Sebastiana, wyszeptała:
- Teraz kolej na ciebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz