"Joyland", czyli kolejna powieść autorstwa Stephena King'a, po którą "odważyłam" się sięgnąć. I nie żałuję.
Devin Jones, dwudziestojednolatek ze złamanym sercem szuka ukojenia w wakacyjnej pracy w wesołym miasteczku. Jednak każdy szanujący się park rozrywki musi mieć swój Straszny Dwór, a każdy Straszny Dwór musi mieć swojego ducha. Przekonajcie się, jaki wpływ miało to na Devina Jones'a i jak zmieniło jego życie, zakasując razem z nim rękawy i ruszając do ciężkiej pracy jako "Wesoły Pies Howie", obsługując "ćwoków" w powoli rozsypującym się nadmorskim lunaparku.
Powieść jak dla mnie klasyczna. Sto procent King'a w King'u. Kilka wątków zaczerpniętych z jego poprzednich pozycji, kilka zapożyczonych do tych, które dopiero miały powstać. Niespecjalnie straszna ani mrożąca krew w żyłach, za to niesamowicie wciągająca. W większości zapewne dzięki niekonwencjonalnemu światowi przedstawionemu, który słowami namalował dla nas King. Trochę wzruszająca, trochę zabawna, z nieodłącznym "kingowskim" klimatem i polotem. A do tego krótka i lekka. Idealna książka na wiosenne popołudnie.
Zdecydowanie polecam,
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz