Szelest
zielonych liści. Szum łagodnie falującej wody. Szmer deszczu w koronach drzew.
Głuche bębnienie kropli w powierzchnię jeziora. Każda z tych rzeczy potrafi
przyjemnie ukołysać do snu, a ich połączenie daje niemal niemożliwie piękną
melodię.
Leżę
w tym zapierającym dech w piersiach miejscu z zamkniętymi oczyma. Staram się
nie zasnąć, aby nie stracić ani sekundy upojenia lasem i jeziorem. Całością. Wsłuchuję
się w każdy, choćby najmniejszy dźwięk. Jestem pewna, że nic nie może zepsuć
tej chwili. Jeśli raj istnieje – jest w nim właśnie tak. Bez ludzi, ich krzyków
i nerwowo rzucanych zdań. Bez szczekającego psa sąsiadów i narzekań z każdej
strony. Tutaj, pośrodku lasu, mam moje miejsce. Moje własne, prywatne niebo.
Otwieram
oczy, żeby jeszcze raz przyjrzeć się mojemu skrawkowi nieba. Każdy listek
nabrał w kroplach deszczu niesamowitego błysku i stał się jakby bardziej
zielony. Tafla jeziora, zazwyczaj mącona jedynie przez pływające po niej
brązowe, pierzaste kaczki, teraz pełna jest okręgów. Nawet oślizgłe, wijące się
lub latające owady, ukryły się gdzieś pomiędzy drzewami i nie zakłócają mojego
szczęścia.
Pod
sobą, na plecach, czuję ucisk kory drzewa, na którym leżę, jednak i do niego
przywykłam. Teraz nawet to, na pozór nieprzyjemne uczucie, dobrze mi się
kojarzy. Chociaż przychodzę tu często nie mogę w pełni nacieszyć się tym
widokiem. Nie potrafię zapamiętać go w całości, gdyż moja pamięć nie jest w
stanie oddać magii tego miejsca. Tym bardziej, gdy jest takie, jak teraz,
zalane kroplami wody, nieustannie spadającej z nieba. Gdy pachnie
charakterystyczną i jakże przyjemną
wonią lasu w deszczu. Gdy wszystkie dźwięki tworzą muzyczne arcydzieło. Gdy
krople, rozbijające się na drzewach, opowiadają swoją historię. Pomimo chłodu,
który przynoszą, gdy po długiej drodze z nieba spadają na mnie, ich opowieści
są ciepłe. Mówią dalekich krainach, które odwiedziły i które dopiero zwiedzą,
gdy zostawiają mój prywatny raj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz